Rozdział I - Quiz i jedzenie (cz.1)

sobota, 10 września 2016

- Gdybyś miał wybrać pomiędzy śmiercią z głodu albo spaleniem żywcem, co byś wybrał? - spytała bezwstydnie, siedząca na przeciwko mnie dziewczyna - Ja bym chyba wolała się spalić. Niby boli bardziej, ale trwa krócej.
Nie miałem pojęcia, po co mnie o to pytała.
- Zastanawiasz się nad bardziej spektakularnym samobójstwem w dziejach? Osobiście radziłbym ci podpalenie wieży Eiffla, czy coś - mruknąłem, chcąc ją spławić.
- Wieży Eiffla nie da się podpalić! Jest z metalu, nieuku jeden - rzekła, spoglądając na mnie TYM zabijającym wzrokiem, przed którym truchleją najwięksi twardziele. Niczego nie ukrywając największym twardzielem nie byłem.
- Spokojnie tylko żartowałem - prychnąłem szybko, udając, że wcale się jej nie boję - I wieże Eiffla da się podpalić…
- Nie, nie da się. - Zagryzła dolną wargę wystającymi siekaczami. Był to jeden z jej najbardziej denerwujących tików. I wcale nie wyglądał uroczo. - I nie chodzi o moją nieuchronną i bardzo daleką śmierć, która nie powinna cię obchodzić, tylko o KQ.
- KQ?  
- Kolorowy Quiz, pełna nazwa brzmi okropnie, więc wszyscy używają skrótu.
- Nie wszyscy. Ja na przykład nie wiem, co ma, co ma wybór sposobu śmierci do gry dla dzieci.
- To nie jest żadna gra, tym bardziej dla dzieci. to profesjonalny Quiz osobowości dający wynik w postaci koloru, ciołku - wyjaśniła.
- Dobrze, już dobrze spokojnie. Nie wierzę w takie rzeczy - nie miałem najmniejszej ochoty jej irytować.
- Ja też nie wierzyłam, ale zobacz, co mi wyszło.
Podsunęła mi swój bardzo drogi, bardzo wypasiony i bardzo nowy telefon pod sam nos. Na ekranie wielkości małego konia wyświetlał się napis

Róż Pompejański
Kolor charakterystyczny dla ostrych, niebojących się wyzwań kobiet, których imiona zaczynają się na literę: M, S, P, L lub D. Często oznacza też wybuchowość i nagłe zmiany humoru. Ten Róż będzie zawsze dążył do zdobycia całkowitej kontroli nad sytuacją, osobą, a nawet rzeczą niezależną od niego. Dlatego też przebywanie z nim może być denerwujące. Idealnym partnerem będzie dla Różu Pompejskiego Zieleń Veronese’a.

Nie dało się ukryć, że opis faktycznie do niej pasował. Imię Michael zaczynało się na “M, S, P, L lub D” i nie dało się jej odmówić żadnej kolejnej cechy.
Ostra? Jak papryczka chilli.
Niebojąca się wyzwań? W szóstej klasie podstawówki rzuciła szkołę i wyruszyła szukać swojego prawdziwego JA. (Nie ważne, że po dobie wróciła)
Wybuchowość? Zmiany humoru? Główne powodu, dla których ma tabuny znajomych, nie ważne jak głupio to brzmi ludzie ją za to kochają.
- No i co? - spytała, wykonując denerwujący tik numer pięć - przewracanie oczami, co też nie było urocze.
Pod żadnym pozorem nie mogłem przyznać jej racji, jeszcze zmusiłaby mnie do zrobienie tego durnego Quizu. Na szczęście miałem plan.
- Wiesz jak to jest, najpierw pytają: wolisz lody truskawkowe czy czekoladowe, a potem magicznie zgadują, że nie lubisz  truskawek. - Oby mimo swojej bystrości nie przejrzała mojego fortelu.
- Ta, jasne - uśmiechnęła się wyzywająco - przyznaj, że się zgadza.
Wyczułem porażkę, ale nie zamierzałem sprzedawać skóry tanio.
- No, może niektóre udało mu się zgadnąć… - rzuciłem jej imitacje wrogiego spojrzenia, nigdy nie byłem w tym tak dobry jak ona -na przykład to o wrodzonym denerwowaniu wszystkich dookoła by się zgadzało. I może jeszcze fragment o pierwszej literze imienia. Reszta to bzdety.
- Ach, tak. Czyli nie uważasz, że próbuję przejąć kontrolę nad każdą rzeczą?
Już mnie miała, oboje o tym wiedzieliśmy, czas salwować się ucieczką.
- O, mój Boże! Ale się zasiedziałem, muszę lecieć - stwierdziłem, jak najbardziej naturalnie. - Obiecałem Louise pomoc w zadaniu z matmy.
Pospiesznie zebrałem leżące na stole obok papiery i wepchnąłem je na oślep w plecak. Straty oszacuję później.
- Ty kłamczuchu jeden. Nie wstyd ci się siostrą zasłaniać, co? Nieładnie z twojej strony.
Szlag! Jezu! Skąd ona zawsze wiedziała, kiedy kłamie!? Już nie można się nawet siostrą zakrywać! Nic nie jest bezpieczne.
- Ja wiem wszystko. - Rzuciła mi wrogie spojrzenie bezbłędnie odczytując moje myśli.
- Okej, okej. może rzeczywiście minąłem się z prawdą, ale naprawdę muszę już iść.
-Ta, jasne. Idź sobie. Zostaw mnie samą.
Założyła ręce na piersiach i rzuciła mi spojrzenie potępienie.
Właśnie w takich momentach najbardziej się jej bałem.
Na pierwszy rzut oka nie była przerażająca, ale przy bliższym poznaniu niziutka blondyneczka nagle stawała się szczwaną bestią z diabolicznym spojrzeniem.
- Micha… Przepraszam już, no i na Bogów! Masz rację wieży Eiffla nie da się podpalić. - akurat, oczywiście, że się da - naprawdę muszę już iść.
- Nie mam nic przeciwko - jej usta mówiły jedno, ale oczy drugie. Gdyby wzrok mógł zabijać byłbym martwy od dłuższej chwili, zakładając oczywiście, że umiejętność pojawiłaby się dzisiaj, inaczej byłbym nieżywy od ładnych paru lat.
Jak zwykle, pełny gracji umierającego hipopotama, zeskoczyłem z biurka, prawie przy tym nie upuszczając plecaka pełnego bardzo ważnych i bardzo pomiętych kartek.
- Pa, Micha - mruknąłem.  
- D? - Sukces był tak blisko, klamka jak nigdy zachęcała do naciśnięcia. Mogłem udać, że nie słyszałem, ale moje zbyt dobre serce zwyciężyło.
Odwróciłem się tracąc z oczu wybawicielską klamkę.
 Mała blondyneczka uśmiechnęła się przebiegle wyczuwając grubą rybę na haczyku.
- Zrób dla mnie ten Quiz. Proszę. Podeślę ci link.
-Nie... - jej Mordercze spojrzenie prawie mnie zabiło, czas było zmienić taktykę - jestem pewny, co mi wyjdzie. - Dokończyłem już z uśmiechem.
Zostałem ułaskawiony i wypuszczony z pokoju. Przed zamknięciem drzwi spojrzałem na niego po raz ostatni tego dnia. Niezmiennie zdumiewała mnie doskonała równowaga wszystkich elementów i kolorów. Wielkie, królewskie łóżko na środku tej całej architektonicznej doskonałości w jakiś magiczny, niepojęty dla zwykłych śmiertelników sposób ślicznie pasowało do granatowych, ścian i białych mebli. Miało to jeden minus - pokój wydawał się zbyt idealny, żeby być zamieszkanym. Tak to już jest jak ma się rodziców architektów. Jedynymi osobistymi przedmiotami były zdjęcia oprawione w proste, złote oprawki. Wszystkie przedstawiały Michael na różnych etapach życia i z różnymi osobami.
Na pierwszych paru mała, jeszcze wtedy słodka blondyneczka przytulała się do rodziców. Potem zdjęcia stały się bardziej chaotyczne:
Ona i ja, jako małe dzieci.
Ona i jej brat przytulający moją siostrę.
Dwunastoletnia Michael i jej pierwsza miłość, a raczej miłosne rozczarowanie. Od początku nie lubiłem tego gościa, miał zbyt idealną fryzurę, jakby nie rozstawał się ze szczotką.
Ona i ja, jako zbuntowane czternastolatki.
Potem już tylko same zdjęcia grupowe z nowymi, idealnymi znajomymi. Jakoś tak się złożyło, że to nie byli moi znajomi.
- Na co się tak gapisz? - stanęła obok mnie i spytała.
- Przypominam sobie stare, dobre czasy.
- Chcesz mi coś powiedzieć?
Tym razem jej wyzywające spojrzenie nie zrobiło na mnie wrażenia.
- Nie, oczywiście, że nie, nie śmiałbym.
Drzwi jej idyllicznego pokoju trzasnęły. To się nazywa wielkie wyjście.
- Coś się stało? - z dołu dobiegł mnie zaniepokojony głos pani Truman.
Jakiekolwiek nie byłyby jej dzieci to złota kobieta i nie mogę powiedzieć, a nawet pomyśleć o niej nic złego.
- Nie, proszę pani. Był przeciąg i drzwi trzasnęły jak wychodziłem.
Zszedłem po majestatycznych schodach i powitałem radosnym uśmiechem panią Truman.
- Już wychodzisz? Szkoda. Zrobiłam wam placki ziemniaczane. Twoje ulubione.
Można było o tej złotej kobiecie powiedzieć wszystko, ale dobrą kucharką nie była. Właściwie nigdy nie gotowała do czasu ciąży. Niestety umiejętności kucharskie nie rosły jak dziecko. I placki delikatnie ujmując dobre nie były. Smakowały raczej jakby ktoś spalił w ogniu piekielnym surowego ziemniaka, a potem go pokroił w grubaśne plasterki. Przez moje zbyt dobre serce nie byłem w stanie opisać ich okropności na głos, więc byłem zmuszony do pochłaniania ich ogromnej ilości.
- Niestety, proszę pani, muszę już iść  - I teraz zgrabne zmienienie tematu. - Jak tam dzidziuś wybrali już państwo imię?
- Nie, jeszcze nie. Nie znamy płci - Uśmiechnęła się przepraszający. - Ale, mam za to inną dobrą zapraszam cię na nasze Gender Reveal Parties!
- Jest Pani pewna? - Takie przyjęcie było z reguły wydarzeniem rodzinnym. Przyszli rodzice kroili tort różowy albo niebieski w środku i tak dowiadywali się o płci dziecka. Michael wspominała coś o tym, ale nie była specjalnie entuzjastyczna. - Nie chciałbym się narzucać.
- Nie będziesz, jesteś już praktycznie jak rodzina. Masz taki wielki wpływ na Michael.
Czy to w rodzicielskim slangu znaczyło: zostań mężem mojej jedynej córki i zmień ją w damę?
Jeśli tak, miałem kłopoty.
- Na pewno wpadnę. Ale teraz muszę już iść. Jak Boga kocham jak nie wrócę za chwilę rodzice będą źli.
- Dobrze, to leć. Pozdrów swoją mamę i przekaż jej, że to u mnie będzie spotkanie KOPSC. Dobrze?
- Jasne, Proszę Pani. Do widzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 
FREE BLOGGER TEMPLATE BY DESIGNER BLOGS